środa, 12 grudnia 2012

Zima

...dziś bardzo krótko i bardzo zwięźle.
Pendolino i Kangurek czylii Cassie ( w wersji turbo) oraz Mela ( w wersji hop - hop) uwielbiają zimę. Szczególne szaleństwa odbywają się po zmroku bądź jak kto woli późniejszym wieczorem.
Chyba w końcu będę musiała zabrać ze sobą kamerę...ale czy uda mi się to ogranąć?

Pendolino śmiga już od klatki. Zatrzymuje się na końcu chodnika, przed ulicą jak tylko powiem "zaczekaj" - ludzie oczywiście w szoku, bo to przecież TYLKO pies, z resztą mały i "głupi"...
Mela, proszę Państwa, Mela to jest pieszczoch TARAN.
Nie ma tak, że Mela jak chce to nie będzie głaskana...Mela całą swoją masą wtacza się pod rękę i nie inetresuje jej opcja - nie smyram....SMYRAĆ...i to dużo i wcale nie delikatnie ( masohistka!).

Zdjęć brak bo Pańcia zajęta. Ale obiecuję poprawę :P

czwartek, 1 listopada 2012

Biedulka

I stało się.
W miniony poniedziałek moja kochana Cassie została poddana zabiegowi sterylizacji.
Maleństwo było bardzo dzielne. Zarówno pobieranie krwi jak i następne kłócia i narkozę przetrwała bardzo dzielnie...

Pierwsze chwile po powrocie do domku były trudne:


 Większość czasu niunia przespała:


...pod bacznym okiem przyrodniej siostry:


...która miała swój chytry plan:


...ponieważ Cassie ciągle śpi:


można przyłączyć się do niej i spać razem bez najmniejszej przeskody:


razem przecież raźniej:


dziś było troszkę lepiej choć równie statycznie. Dziewczynki już mają mnie dość i na widok aparatu raczej nie skaczą z radości :-) :




Jutro idziemy na kolejną kontrolę iostatnią część antybiotyku przeciwwzapalnego. Wszystko goi się bardzo ładnie. Mam nadzieję, że Cassie szybko zapomni o tym wydarzeniu i będzie znów pełna chata :-)

czwartek, 4 października 2012

Jesteśmy !!

...przepraszam, tak chyba trzeba zacząć. Trochę się zapuściłam z pisaniem.
Pewnie mogłabym się od razu usprawiedliwiać ale prawda jest jedna...brak weny.

Trochę się działo od ostatniego wpisu. Większość czasu spędziłyśmy oczywiście na wsi.
Ponieważ pracy mam tam co niemiara, nie ma absolutnie czasu na robienie zdjęć.
Ale od początku...


Ostatni wpis dotyczył zachowania Cassie. Była strasznie osowiała. Bardzo się martwiłam.
Wzięłam to mimo wszystko na przeczekanie. Chciałam sprawdzić czy faktycznie może to być objaw zazdrości...i może coś w tym było? Może też jednak było to związane z tym, że mimo wszystko dziewczyny nie dogadywały się tak dobrze jak mi się wydawało?
Prawda jest taka, że będąc na wsi dziewczyny zdecydowaną większość czasu spędzają ze sobą - oczywiście, wolą być ciągle ze mną i gdy tylko zamknę za sobą drzwi od domku one od razu stoją pod drzwiami.



Przełom nastąpił kiedy to ja wyjechałam. Dziewczyny zostały oczywiście pod opieką ale....bez pańci. Po pierwszym tygodniu mojej nieobecności było wyraźnie lepiej między nimi..po tym jednak jak przez kilka dni zostały na wsi i to wyłącznie z moją mamą....stał się cód :-)
Dziewczyny teraz są dwupsiowym teamem :-) Wszędzie razem, jedna sprawdza gdzie poszła i co robi druga...Najważniejsze jest to, że coraz częściej BAWIĄ SIĘ razem :-)









wtorek, 31 lipca 2012

Osowiałek


 ...jest coś czym muszę się w końcu podzielić, powiedzieć na głos...
Od dłuższego już czasu, od kilku miesięcy, obserwuję jak moja mała Cassie popada w coś, co po ludzku nazwała bym depresją. Z dnia na dzień, jest coraz bardziej zniechęcona, osowiała. Najchętniej by tylko leżała, spła a lub się przytulała...i pewnie by nie było w tym nic nadzwyczajnego i niepokojącego gdyby nie fat, że odechciało się jej brykać, bawić. Nie jest zainteresowana piłeczką, dla której normalnie dała by się pokroić a szaleństwu nie było końca.
Moja Cassie, to dziewczynka, która po zajęciach agility trwających prawie 2 h i około godzinnej podrózy do domu, potrafiła przynieść zabawkę by się jeszcze trochę pobawić.
Teraz sytuacja jest totalnie odmienna. Piłeczka stanowi zainteresowanie przez 2 minuty ale i tak idzie po nią spacerkiem, nawet przyniesię, po czym odchodzi zostawiając piłeczkę i sobie gdzieś siada...


Od początku usprawiedliwiałam to zachowanie. Najpierw zwalałam na zbliżającą się cieczkę, kórą widać że znosiła dość ciężko. Po cieczce, w bardzo kótkim czasie zachorowałam ja, więc Cassie wytłumaczyłam tym, że jest bardzo empatyczna i leży ze mną bo i ja leżę...potem, że gorąco i cięzko jest się jej ruszać ale...ile można.




Ostatni weekend spędzaliśmy jak zwykle na wsi. Tym razem mieliśmy spore towarzystwo. Odwiedziło nas wielu gości a i nawet dziewczynki miały kumpla - Badzika ( zaprzyjaźniony Spanielek :-) ). O ile był moment, w którym Cassie z Badzikiem sobie brykali tak większość czasu Cassie spędziła na pieszczotach i przytulaniach. W niedzielę wręcz większość czasu spędziła sama w domku, leżąc na wersalce. Nie przeszkadzało jej, że jest zupełnie sama, po prostu sobie leżała. Gdy była razem, najchętniej siedziała na jakichś przytulających ją kolanach...




Gdzie jest moja Cassie? Gdzie jest mały, biały piesek, który okrzykiwał wszelkie zmiany w obejścu, dawał znać, że widzi krowę, ptaszka lub zbliżającą się do ogrodzenia kurę? Gdzie podział się piesek, który biegał zarówno za piłeczką jak i rzucanymi jabłkami ? No gdzie? Albo, co takiego się stało, że tego nie robi?


Podejrzenie padło na ciążę urojoną. Postanowiłam jednak sięgnąć porady specjalisty i tak w dniu wczorajszym wybrałyśmy się do naszej Pani doktor. Opisałam całą sytuację. Pani, jak zwykle, bardzo skrupulatnie podeszła do tematu, osłuchała malucha, przebadała....Stwierdziła, że zawsze można zrobić badanie krwi ale mała nie ma żadnych objawów chorobowych. Na ciążę urojoną jest za wcześnie, poza tym, nie ma powiększonych gruczołów ani nic co by na to wskazywało....
Pani doktor, zapytała oczywiście na ostatnie wydarzenia, które miały miejsce...wie przecież o Malwince....



Cień padł na przyjście Malwinki. Może się tolerują, jakoś dogadują ale generalnie nie lubią się albo pojawiła się zazdrość? Malwinka jest u mnie już pół roku, choć na początku zachowywała się zupełnie inaczej. Teraz jest pewna siebie, takie ADHD...



Po dłuższych zastanowieniach, do głowy przyszło mi coś innego.
Gdy trafiła do mnie Cassie, w domu mieszkały już świnki. O ile nie były one jakoś bardzo blisko ze sobą, tzn. świnki raczej przebywały w klatce, mimo wszystko miały ze sobą dziewczyny kontakt. Cassie coraz wyjadała dziewczynom sianko wydłubując je języczkiem z klatki. Gdy dokonywałam jakichś zabiegów, świnki stały na podłodze a Cassie zawsze przy tym towarzyszyła....
W kwietniu odeszła Buśka a zaraz potem miał miejsce ten tragiczny "wypadek" z Balbinką. Przyszło mi do głowy, że może fakt bycia w domu razem z Malwinką, kiedy ta urządziła polowanie na Balbinkę i to co działo się po jej upolowaniu tak mocno wpłynęło na Cassie? Czy jest to możliwe? Jeżeli chodzi o czas następowania zmian u Cassie, okres by się zgadzał...ale czy jest to możliwe?



Niestety nie mam takiej wiedzy i doświadczenia, mogę tylko gdyybać...Chciałabym jednak odzyskać mojego Chochlika...by znów zobaczyć te iskierki w oczach...

poniedziałek, 16 lipca 2012

No to jemy !

...jako, że weekend niestety zupełnie nam się nie udał - dopałd mnie wirus i zwijałam się z bólu zamiast cieszyć się umówionymi spotkaniami ...Chciałam wynagrodzić moim dziewczynkom tą posiadówę w bloku i nabyłam im coś do schrupania:





... a że do jedzącego psa lepiej nie podchodzić...oto filmik ku przestrodze:


...a i jeszcze jedno, choć powinno być najważniejsze....moje dzieciaki są PRZECUDOWNE.
Z racji mojego fatalnego samopoczucia ( lekko ujmując), nie było mowy o żadnych, nawet majmniejszych zabawach. W sobotę powiedziałam Cassie, że bardzo źle się czuję...a co ona na to?
Otóż, ta moja mała Flądra, przytuliła się do mnie i nie prosiła O NIC absolutnie przez cały czas mojej choroby. Kładły się obok mnie i tylko sprawdzały co pewien czas czy czuję się choć trochę lepiej...Jestem zachwycona ich empatią, szkoda, że ludzie tak nie umieją ! ...a przydałoby się nauczyć wileu takiej sztuczki...

środa, 11 lipca 2012

Polowanie

" Ania! chcesz rosół" - woła mama
"nie, dzięki"
"...ale chodź, zobacz!"

...więc wstaję i idę. Świta oczywiście biegnie razem.
Mama stała w progu domku, ja zdąrzyłam dojść do połowy korytarza, pierwsza przed domkiem była Cassie...zobaczyła, szczeknęła i....stanęła ze zdziwieniem.
W tej samej chwili z domku wybiegła Malwina. To trwało moment!
W powietrzu zakręciły się tylko pióra....nie było szans.

...Malwinka JEST PSEM POLUJĄCYM...a ja nie zdąrzyłam nawet zareagować...

Teraz muszę przetrzepać literaturę i wszelkie źródła, które podpowiedzą mi co zrobić i jak ją prowadzić żeby wszystko było dobrze. Malwinka nie przepuszcza nawet krowom drugich sąsiadów. Rzuca się na kratę aby odstraszyć podchodzące pod siatkę łaciate. Nie wyraża zgody na to aby koziołek podgryzał trawę z JEJ podwórka...a gdy pańcia śpi na kocyku przed domkiem....biada temu kto próbuje podejść!!!


poniedziałek, 4 czerwca 2012

SUMO


Moje dziewczynki mają swoje ulubione zajęcia....oprócz berka, który polega na tym, że Cassie ucieka od Malwinki z kością w pysku, kolejną ulubioną zabawą jest walka SUMO:




...nic dodać nic ująć :-)

środa, 30 maja 2012

Wakacje

...czas leczy rany....tak mówią i pewnie coś w tym jest choć cały czas łapię się w sklepie, że chcę kupować dodatkowe warzywa dla "Lasek" - bo tak mówiłam o dziewczynkach Bubie i Balbince :-) ...wczoraj byłam zdziwiona robiąc kanapki w kuchni, że z klatki nie dobiega donośny pisk przypominający o dodtakowych głodomorkach...Dzięki Bogu z Malwinką już jest lepiej....tzn. ze mną ale w kwestii Malwinki.

Nie wiem jak to jest ale odkąd nie ma w domu świnek i żadnych przedmiotów świnkowych, Malwinka jest bardziej spokojna. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy przypadkiem nie było tak, że w chlewie podgryzały ją szczury i taka trauma jej została, która nakazywała jej zwalczyć gryzonie...

...w tym poście chciałabym pokazać kilka zaległych zdjęć :-)


Malwinka przed strzyżeniem...owiec :P :



Przed:

W trakcie:


W trakcie:

Po:

Nowa fryzurka:

Cassie:












poniedziałek, 21 maja 2012

...


...spokojna, bezpieczna, swój figlarny łebek oparła na wyjściu i śpi...tylko włoski na oczkach ruszają się miarowo, taka bezpieczna, towarzyska...nie lubiła być sama...zawsze chowała się za Bubą, jej tarczą, taką mamuśką...kiedy została sama bardzo chciała być razem, żeby ją głaskać, wrzucać same smakowitości...ale już tak nie brykała.
Bardzo cieszyła się gdy mieszkanie się zapełniało, kiedy już nie była sama ze sobą, kiedy słyszała głosy, kiedy ktoś odkrywał koc i otwierał kratę aby się przywitać...wybiegała i czekała na tą chwilkę pieszczot...moja kochana Balbinka...

Balbinka i Buba


Ciągle pamiętam jak do mnie trafiła, była wielkości minniaturowego chomika, a to przecież świnka...później ta walka o jej życie...taka mała histeryczka, jeszcze nie dotknęłam jej nożyczkami a ta już podskakiwała...tak profilaktycznie :-)
Lubiła mieć krótsze kudły, odrzywała za każdym razem kiedy podcinałam jej, szczególnie te na pupie i na oczkach...figlarnie ciemne oczka spoglądały spod białych włosków...taka moja blondyna...




Nie umiem się z tym pogodzić, że jej nie ma, że w taki sposób, że nie umiałam zapewnić jej spokoju...nie umiem nie płakać...i Malwina, któa leży teraz prawie na wyciągnięcie ręki, która nie zdaje sobie sprawy jaką krzywdę wyrządziła....strasznie trudna sytuacja...nie wiem co myśleć...czy będę mogła na nią spojrzeć jak dotąd a nie jak na mordercę...







sobota, 19 maja 2012

...załamana...

...nie wiem nawet jak ubrać to w słowa...Malwina dopadła Balbinkę...mimo zastawienia klatki innymi meblami, mimo koca na kracie...zamęczyła...to była tragedia...krew, włosy...boję się myśleć co przeszłą moja Kruszynka...nie wiem czy jestem w stanie dalej opiekować się Malwiną...nie wiem...

piątek, 20 kwietnia 2012

Odeszła...

...w dniu dzisiejszym, o godzinie 1.30 odeszła moja Kochana Świneczka - Buba...

Świneczka, która z ciekawością spoglądała na świat, potrafiła dotknąć kotu do nosa by tylko zobaczyć cóż to za twór zagląda do jej klatki...przychodziła przywitać się za każdym razem...zdąrzyła zjeść swoje ulubione kiełki słonecznika...



...na zawsze zostanie w moim sercu...

środa, 18 kwietnia 2012

Chorowitki

...i stało się. Cassie zachorowała. Niestety nie rozpoznałam tego stanu od razu a dopiero po kilku dniach. Mała zaczęła kichać a ponieważ zdarza się jej to czasem to nie wzbudziło moich podejrzeń,...prawie tak jak "zapowietrzanie się" czyli stan gdzie mała próbuje złapać powietrze ale wygląda jakby się dusiła...To zaczęło mnie niepokoić bo o ile miało to miejsce sporadycznie to teraz zaczęło wyspępować dość często i długo...
Wybrałyśmy się do doktora....po odczekaniu 30 min w poczekalni, Pan doktor stwierdził, że kompletnie nie zna się na psach ( ani kotach) i nie bedzie udawać, że jest inaczej i najlepiej gdybym poczekała na Panią doktor...bagatelka 1,5h ! :-)

Ponieważ park mamy obok, tak wyprawa do lekarza przerodziła się w nie złą zabawę...Po 1,5h spacrku wróciliśmy do przychodni...Pani doktor z pełnym przekonaniem stwierdziła, że mała zaraziła się od jakiegoś chorego psiaka bo jest to bardzo zaraźliwe...wirusowo - bakteryjne schorzenie. Dostałyśmy tableteczki i już.
I teraz zaczyna się zabawa...tabletka ( a raczej jej 1/3) schowana w mięsko, w boczusia, w serek....wypada z pysia Cassie szybciej niż tam trafia...ale już bez otoczki. Skubaniutka zjada wszytko co dostaje ale bez tabletki !!!!


Oprócz objawów czysto chorobowych, to co wzbudziło moje zainteresowanie stanem Cassie to fakt, że zamarło jej ADHD. Zrobiła się apatyczna, przytulaszcza...śpiąca. Nie chce jeść z miski, tylko z ręki i to też wcale nie jakoś za bardzo...

Po kilku dniach wrzucania do pysia tableteczki, Cassie czuje się zdecydowanie lepiej - powiedziałabym nawet, że zaczyna sobie odbijać dni bez harcowania ! ...teraz kolej na Malwinkę ( na szczęście poszłam do doktorki po przydział specyfików i dla niej). Mam nadzieję, że już niebawem mój zwierzyniec dojdzie do siebie !!

P.S. Tymczasem długie spacery i treningi zostały zarzucone :-(

niedziela, 1 kwietnia 2012

URODZINY !!!

Tak, tak Szanowni Państwo! ...dziś tj. 31 marca 2012 roku, moja kochana Cassie obchodzi swoje pierwsze urodziny !!!
Niestety pogoda spłatała nam figla i zamiast wiosny mieliśmy jesienio-zimę...to i tak nie popsuło nam zabawy:

                                ...i było ciacho :-) Cassie uwielbia galaretkę :-)


...mniam...

A by spalić kalorie:





...post króciutki ponieważ my dalej brykamy...teraz Cassie od 2h każe bawić się piłeczką :-)...no cóż, urodziny dopiero za rok więc...BAWMY SIĘ !!!





         


wtorek, 20 marca 2012

DUMNA

JESTEM DUMNA!...ba, jestem BARDZO DUMNA z moich potworzastych...ale po kolei:

I. Park
Ponieważ wiosna zbliżyła się wielkimi krokami, postanowiłam zabrać swoje kochane laski na dłuższy spacer z harcami ...do parku. W parku, jak to w parku...ludzi pełno, wrzeszczące dzieciaki, rowerki, zabawki...i psy :-)
Cassie jak zwykle bez smyczy ( strasznie rzadko chodzi na smyczy)  natomiast Malwinka - koniecznie!
W parku dziewczynki zaczęły brykać. Pierwsze podrygi to oczywiście Cassie, która już po wyjściu na klatkę schodową włącza tryb ADHD :-)...w parku szaleństwa nie ma końca. Bryka, biega...piłeczka była w ruchu więc Casie była w siódmym niebie...Malwinka najpierw rozeznała się z otoczeniem. Bacznie oglądała z góry, na którą wspięliśmy się, wsystko co się dookoła dzieje...skąd dobiegają okrzyki, gdzie są inne psiaki...Potem zaczęła brykać wraz z Cassie. Wyglądało to cudnie...trochę szkoda mi było, że trzymana na długiej co prawda ale jednak smyczy ma dość ograniczone możliwości ruchu...postanowiłam więc puścić smycz.
Generalnie starałam się być w pobliżu tak aby w razie czego móc nadepnąć na smycz...okazało się jednak, że dziewczynki bawią się obok mnie i bardzo tego pilnowały...tak więc postanowiłam zaryzykować...odpięłam Malwince smycz!!! i co? i było jeszcze lepiej niż na smyczy. Dziewczyny były zachwycone. Zaczęły biegać...ale tak aby być w pobliżu mnie, tak więc to ja zaczęłam robić im psikusa...uciekając. Zabawa była przednia...Malwinka jak źrebaczek, gdy tylko zorientowała się, że oddalam się od niej...biegła ile sił w kopytkach...uszy rozwiewał wiatr...Cassie, jak mały niesforny niedźwiadek na widok odbiegającej Malwinki ruszył za nią. Dziewczynki pilnowały mnie tak mocno, że nie mogłam już zrobić tego manewru...Nie przeszkadzała im bliska obecność innych ludzi ani psów...wręcz przeciwnie.

W pewnym momencie dołączyło do nas małżeństwo z dwoma jamnikami długowłosymi. Chłopaki nie byli zainteresowani zabawą ale ze strachu przed niedźwiadkiem jeden zaczął uciekać...co strasznie spodobało się Cassie więc i ona postanowiła go pogonić...i tak zaczęła się zabawa...Gdy tylko jednak Cassie zauważyła, że Malwinka już przestała bawić się z drugim kolegą również zakończyła zabawę i dotrzymała towarzystwa siostrzyczce :-)
I tak było cały czas. Kiedy potężny beagle zainteresował się Malwinką...ta zaczęła podskakiwać przed nim na 2 łapkach, popiskiwała...widać, że była zachwycona !...Beagle jednak nie zainteresował się Cassie. CO więc zrobiła Malwinka? Zostawiła beagla i wróciła bawić się z Cassie - albo bawisz się z nami obiema - albo spadaj ! :-) LASKI GÓRĄ !!!

W drodze powrotnej dobiegł do nas mały, śliczny psiak...na jego drugim końcu podążała dzielnie jego właścicielka bo otóż mała dziewczynka była uwiązana smyczą. Niestety, uniemożliwiało to zabawę z Cassie poruszającą się jak zwykle z prędkością światła...Pani z nieskrywanym zażenowaniem powiedziała, że nie może spuścić ze smyczy swojego potworka - bo się nie słucha !!!...Ręce i opadły jak dowiedziałam się również, że do tego celu pani zamierza nabyć "smycz treningową" ( może coś przegapiłam ale uważam, że to trzeba trenować a nie kupić smycz treningową...ale cóż, może się nie znam:P).
Nie chciałam pani zawstydzać jeszcze bardziej i nie powiedziałam, że Malwinka pochodzi z pseudo hodowli i jeszcze 1,5 miesiąca temu nie wiedziała, że smycz i spacer w ogóle istnieją !!!...
Do domu prawie wracałyśmy bez uwiązania...dopiero kiedy musiałyśmy pokonywać ulice - dziewczynki szły grzecznie na smyczy. Były jednak tak wykończone brykaniem, że nie próbowały igraszek z plątaniem smyczy ( chodzą na podwójnej jednej smyczy).

Wracałam dumna jak paw. Moje dziewczyny są boskie!!

P.S. Za każdym razem gdy tylko któraś do mnie podbiegała choćby na sekundę - dostawała przysmak co dodatkowo sprawiło, że starały się pilnować gdzie ja jestem i wracały na każde zawołanie :-)
Każde podejście nagradzałam dobrym słowem i piszczałam z zachwytu, że tak grzecznie przychodzą na każde zawołania - zarówno Cassie jak i Malwina...

Moja metoda - ignorancja. To nie ja wypatruję gdzie biegną moje babki. To one mają pilnować tego gdzie jest ich kochana pańcia :-) ...DZIAŁA :-)

A po spacerze:

...w kupie raźniej

...dama...

...czy ja nie prosiłam aby wytrzeć nóżki przed wejściem do mieszkania?

                                 ...to teraz sobie odpoczniemy...a potem może...SPACEREK?

czwartek, 15 marca 2012

OFF - TOPIC

tak, tak, dziś nie o psiakach...choć te mają się cudnie :-)
Dziś Pańcia bardzo narcystycznie...o sobie!
Otóż ostatnimi czasy, jako, że nadciągają święta, postanowiłam powysyłać swoim bliskim osobiście zrobione pocztówki. I tak właśnie, mój dom oprócz zwariowanej chałupy pełnej zwierzaków stał się również składzikiem papierów wszelkiej maści :-)

Nie ma się czym za bardzo chwalić ale co tam.
Oto one: