sobota, 12 stycznia 2013

Czy ja się czepiam?

...sobota, dzień wolny...sprawdziłam maila...jest wiadomość:

"Szanowni Państwo,

w nadchodzącym tygodniu wyślemy do Państwa listem poleconym umowy adopcyjne
dotyczące psów z pseudohodowli w Woli Będkowskiej. W przypadku zmiany adresu
do korespondencji bardzo prosze o maila zwrotnego z nowym adresem. W razie
jakichkolwiek pytań również zapraszam do kontaktu :) "

...w pierwszej chwili myślałam, że coś źle przecztałam/ zrozumiałam. Weszłam na pocztę jeszcze raz aby ponownie przekonać się czy to nie był omam...
Generalnie niby wszystko w porządku ale...

- jak to wyślemy umowy? - owszem, zgłosiłam się na dom tymczasowy z możliwością kontynuacji na dom stały ale byłam przekonana, że fundacja skontaktuje się ze mną aby temat przegadać. Nie pytają czy się zgadzam czy nie,tylko podaj adres....

- kiedy były problemy z Melą ( przy odbiorze Meli dostałam zapewnienie, że w razie jakichkolwiek problemów oni służą pomocą nawet behawiorysty), poprosiłam o pomoc. Były chwile, kiedy myślałam, że nie dam rady, że sytuacja mnie przerosła i nie jestem jej w stanie pomóc. Zgłosiłam się do Fundacji...nigdy potem nie otrzymałam od nich żadnejwiadomości aż do dziś...

- brakuje mi zainteresowania z ich strony. Przecież nie mają pewności co dzieje się z psiakami. Nikt mnie o nic nie zapytał..

W głowie mam mentlik. Przyznam, że nie jestem przekonana czy Mela powinna u mnie zostać. Wydaje mi się, że nie powinna mieszkać w mieście. Powinna mieszkać w domku, najlepiej na wsi, wtedy odżywa. Powinna być jedynym psem, rozpieszczanym, przytulanym...mieć właścicieli tylko dla siebie. Mela w mieście truchleje. Nie chce wychodzić na spacery, Kosztują ją one zbyt wiele nerwów. Ze mna idzie, bo jak ja idę to i ona...ale jest przerażona i najchętniej to zostałaby pod klatką albo wdrapała się mi na ręce. Dopiero późno w nocy, kiedy miasto zamiera Mela odzyskuje wigor...
W domu jest bardzo dobrze, Najchętniej by leżała przytulona do pańci, czasem zaczepia Cassie choć bawi się zupełnie inaczej niż ona...
Mela UWIELBIA polować!!!!!!!

...nie wiem co robić.
W pierwszym odrucho chciałam odpisać:
"...bardzo dziękuję za zainteresowanie. Nie było łatwo, ale mimo, że od Państwa mimo zapewnień nie uzyskałam zadnej pomocy - udało się ogarnąć podstawowe lęki Meli. Mamy jeszcze kilka zmartwień ot choćby ostatni zaobserwowany podczas sylwestra, którego Mela musiała przejść z kroplówką i tygodniowym antybiotykiem....
Większość organizacji ceni sobie dom tymczasowy i nawet zachęcają do tego aby nie zostawiać swojego podopiecznego u siebie a dalej pełnić swoją funkcję ale widzę, że Państwa taktyka działania jest zupełnie odmienna...
Mając na uwadze dobro Meli a także uczucie jakie w nas zaszczepiła mamy duże wątpliwości czy najlepiej dla niej by było gdyby z nami została....myślę,  że jest już na tyle psem ułożonym, wdzięczyn, oddanym i przyjacielskim, że śmiało porwałaby serca osoby, która mogłaby zapewnić jej jeszcze większy komfort życia...to tak gdybyście Państwo chcieli zapytać o moje zdanie w tej materii a nie wyłącznie o adres"

4 komentarze:

  1. Odpowiedź daje wiele do myslenia, mam nadzieję,że nie tylko mi. Dużo aluzji, więc ludzie na poziomie(a chyba za takich się uważają) powinni je odczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. ...postanowiłam niczego nie robić w emocjach, na pewno nie w tych w których byłam po przeczytaniu maila. Ochłonę a w poniedziałek postaram się skontaktować...zobaczymy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, mi tez jedna fundacja miała pomóc z kotami, chociażby w umieszczeniu zdjęć,żeby kotki posłać dalej....Niestety, mają mnie w nosie i sama znajdowałam domy. Oczywiście nie przeszkadzało to im w przysłaniu blankietów do wpłaty 1% podatku i OFERT kotków do adopcji. Bo tak świetnie mi poszło?
    Pracując w przychodni weterynaryjnej widzę też, w jaki sposób marnotrawi się w fundacjach pieniądze. Przykład: Zdiagnozowano ciężką, nieuleczalną kocią chorobę u 3 sztuk. Wiadomo, że nie przeżyją. Ale co tam się lekarz w małym mieście zna! Trzeba jechać do stolicy, wydać po 700 zł na każdego kota na kolejne badania, antybiotyki i kroplówki. Żaden z kotów nie przeżył. Zostały jednak rachunki do zapłacenia i wielki lament fundacji: pomóżcie, fakturki do zapłacenia! Niegospodarność. Ja rozumiem- wypadek, albo choroba z dobrymi rokowaniami, ale śmiertelna? Dobroczynność to nie może być lekkomyślność.

    OdpowiedzUsuń
  4. ...no chyba właśnie w tym rzecz, że gdzieś w tym szale dobrodziejstwa często zapomina się o zwykłym myśleniu...Rozumiem, że momentami pracy jest sporo i nie na wszystko znajdzie się czas ale odpisywanie osobom, które zdecydowanły się pomagać uważam, że jest częścią zaróno obowiązku a także zwykłego "pijaru". Przez niemal cały czas od kiedy jest u mnie Mela zastanawiam się nad stworzeniem domu tymczasowego ( krótkotrwałego) ale jednak...W momencie gdy Mela zostanie na stałe...temat ten trzeba będzie znów, bardzo poważnie rozmyślić...tzy psy w mieszkaniu to już naprawdę sporo...szczególnie jak są to takie "żywe sreberka" :)

    OdpowiedzUsuń