wtorek, 14 lutego 2012

Walentynkowo?

...wpisów nie ma a materiałów na przynajmniej kilkanaście :-)

Zaczynamy od początku.
Malwinka jest z nami już ponad trzy tygodnie i teraz z czystym sumieniem przyznać muszę, że tak jak na początku straciłam wiarę...wręcz powiem, że zagościł we mnie strach o to czy podołam tak teraz...proszę Państwa REWELACJA !!!
Malwinka, z psa, który nawet nie wiedział, że to ona to Malwinka...przychodzi na zawołanie, przestrzega zakazu wchodzenia do kuchni a co więcej...leży na komendę !!!

    Tak przebiegała metamorfoza Malwinki. Od pierwszych chwil ( zdjęcia po lewej) do teraz ( po prawej).


Z sikaniem jest różnie. Były dni kiedy załatwiała się wyłącznie na matę ( w sensie załatwiania się w domu) ale większość takich gdzie podsikiwała wszędzie gdzie popadło tak dziś...kupaski i siusiaki w ilości strażackiego hydrantu - trafiły na matę!!
Biorąc Malwinkę do siebie usłyszałam, że ten pies nie będzie się bawił...wzystkim, którzy to mówili i też podzielali tę opinię dedykuję ten oto film:   Tak się bawią moje Panienki :-) ...


    Bo my to takie aniołeczki jesteśmy :-)



W dniu wczorajszym, a raczej pod wieczór, kiedy to spadł śnieg...wyszliśmy na spacerek. Cassie, jak na niedźwiedzia przystało już po otwarciu drzwi wyjściowych od klatki zwariowała. Skokom, harcom i podskokom nie było końca...wtórowała jej równie dzielnie Malwinka, która przyczepiona na potrójnie długiej smyczy prawie dorównywała krokom Cassie :-)


    Wcinam sobie ogonek...spokojnie...nie swój ani Cassie :-)


Przeszliśmy na skwer, gdzie chadzamy czasem przy sprzyjających warunkach i okolicznościach. Po 22-ej warunki są idalne gdyż niewielu właścicieli, szczególnie w taką pogodę!! wychyla nos z ciepłego domu ( czyli inaczej niż u nas). Cassie jak zwykle zaczęła zabawę w ganianego...biega jak zwariowana...tak szybko to robi że momentami nie wiem z której strony wybiegnie...nie nadążam krótko mówiąc
. W pewnym momencie puściłam również smycz Malwinki. Wokół bardzo spokojnie, żadnego ruchu...do ulicy kawałek...aj, najwyżej nadepnę na ciągnącą się smycz...ale ku mojemu totalnemu zdziwieniu...MALWINA WRACA NA PRZYWOŁANIE...i robi to tak szybko jak tylko umie :-) ...FANTASTYCZNE...serce mi rośnie...naprawdę nigdy bym się nie spodziewała.
W wersji domowej przychodzenie wygląda mniej więcej tak:


...co więcej, Malwinka już nie dostaje środków uspokajających. Od kilku dni wcześniejsze symptomy nie pojawiają się. Dziewczyna jest radosna, spokojna...oczywiście pilnuje się/ i pańci :-)
Bardzo pilnuje stada. Gościom pozwala siedzieć tylko w jednym miejscu i raczej nie jest wskazane by się przemieszczali...szczególnie podczas nieobecności mojej w pobliżu a wszelkie ruchy sygnalizuje, tak na wszelki wypadek.


   Czy ja widziałam kanapeczkę?


Ostatnio udaliśmy się w odwiedziny. Pojechaliśmy całym stadem w moje rodzinne strony. Odwiedziliśmy rodzinkę mojego brata w ich nowym domu. Malwina zachowywała się rewelacyjnie - byłam i jestem z niej bardzo DUMNA!. Siusiu zrobiła elegancko na matę, po czym pobawiła się chwilkę z siostrzenicami by udać się na górę w poszukiwaniu kota. Zwiedziła wszystkie pokoje, zajżała w każdy kąt a ogon jej merdał jak oszalały. I teraz wiadomość najlepsza...MALWINKA ZNALAZŁA JUŻ DOCELOWY DOM !!! :-))))))

 ...MNIAM :-)


Tak, tak, tak !!! Od wiosny będzie zamieszkiwać w tym pięknym dużym domu! Rodzina mojego brata od razu pokochała Malwinkę a ja jestem wniebowzięta! Będzie w dobrych rękach, zaufanych, pod wspaniałą opieką i mnóstwem miłości...i oczywiście ja będę mogła ją dowolnie odwiedzać :-)
Do tego czasu chciałabym jeszcze bardziej popracować nad moją kochaną dziewczynką. A co robię teraz?

* przyzwyczajam do ciągania za ucho, ogon...

* biorę na ręcę i noszę żeby nie napinała się jak kiedyś a przyzwyczajała do pieszczot

* grzebię w misce podczas kiedy ona je ( nigdy nie warknęła ani nie zrobiła nic niepokojącego ale...wolę ją przyzwyczajać, że takie coś to nic złego)


...a i tak Malwinka najbardziej lubi się ze mną bawić jak kotek, zaczepia łapkami...a gdy siedzę po turecku to wbiega w sam środek, przekłada się na grzbiet i...tylko mnie kochaj :-)

A tak wygląda nasze stadko razem:





4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy post ! :)
    I Ładne zdjecia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe wiadomości:)))
    No, może nie dla wszystkich...myślę, że Cassie będzie tęsknić za kumpelą.
    Ale super, że Malwinka będzie miała równie wspaniały domek. Miała mała szczęście, że do Was trafiła.
    Pozdrawiam
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję wszystkim za dobre słowa !
    Prawda jest taka, że nie wiem jak bym ja przeżyła rozstanie gdyby Malwinka nie miała trafić do moich bliskich...To bardzo komfortowa sytuacja. Malwinka była już w domu, poznała kąty, ludzi...jeszcze nie znalazła kota ale oczywiście zrobi to pewnie od razu jak tam zamieszka na stałe.
    Mamy jeszcze trochę czasu do wiosny...Czasu na budowanie zaufania, naukę nowych nawyków, komend...Ja ze swojej strony przyrzekam, że będę Malwinkę zabierać do siebie jak tylko nadarzy się okazja aby mogła brykać z Cassie :-)
    Fajnie, że wszystko zostaje w rodzinie !!

    OdpowiedzUsuń